piątek, 21 listopada 2008

Spisek w królestwie czrów


Świat, w którym żyje Roddy, jedna z bohaterek, to alternatywna Anglia: różni się nieco geografią, a król korzysta z usług Merlinów i cały czas podróżuje po kraju. Roddy jest dwórką w Królewskim Objeździe, a jej rodzice pełnią funkcje nadwornych czarodziejów. Nikt oprócz jej najlepszego przyjaciela, Mruka, nie wierzy jej, gdy zauważa, że w otoczeniu króla dzieje się coś bardzo dziwnego... Najwyraźniej ktoś spiskuje, a wszyscy są pod władzą magii i nic nie dostrzegają. Roddy i Mruk muszą działać zatem sami.Z kolei Nick pochodzi z naszej Ziemi. Mniej więcej: tak naprawdę jego rodzice są z innego świata, którym władają, zaś on i jego ziemski tata adoptowali się nawzajem po śmierci mamy: w ten sposób chłopiec określa swoją sytuację. Któregoś dnia przenosi się w bardzo dziwne miejsce, a potem nieustannie popada w kolejne tarapaty. Narracja prowadzona jest albo z punktu widzenia Roddy, albo Nicka. Oczywiście splot rozmaitych wydarzeń doprowadza do ich spotkania - tuż przed najbardziej dramatycznymi wydarzeniami.Powieść jest długa (423 strony) i wciągająca. Na uwagę zasługuje nie tylko akcja, ale i zręczne nawiązania do mitologii i legend Wysp, interesujące postacie (Romanow, który dość skutecznie zastępuje Chrestomanciego na stanowisku najpotężniejszego maga... poza tym, że przez większość czasu widzimy go w łóżku, złożonego chorobą) oraz niesamowite miejsca (a wśród nich wyspa Romanowa, złożona z fragmentów z dziesięciu różnych światów, ulokowana częściowo w przeszłości, a częściowo w teraźniejszości). Należy jednak czytać ją uważnie, gdyż łatwo zabłąkać się w czasie lub przestrzeni.

Century IV

Sekret jest związany z wyspą, która według chińskiej legendy, pojawia się na wodzie co sto lat i jest widoczna przez cztery dni. To tam Pakt zostanie sfinalizowany. Aby dowiedzieć się, w którym miejscu jej szukać, przyjaciele proszą o pomoc Vladimira i Irene. Dzięki Jacobowi Mahlerowi dzieciom udaje się ukraść trzeci przedmiot. Potem statkiem wypływają na wyspę, ale chwilę później docierają tam Heremit i Zoe. Ubrana w długą tunikę kobieta, taka jak we śnie Shenga, podąża za nimi. Wyspa nie jest zbyt duża, ale pełno na niej posągów. Nikt poza Shengiem, nie wie, co robić ...

Premiera przewidywana jest na styczeń 2009 roku... niecierpliwie czekam xD

Septimus Heap i Duch Królowej.


Snorri Snorrelssen sterowała swoim statkiem kupieckim przez ciche rzeczne wody w kierunku Zamku. Było mgliste, jesienne popołudnie i Snorri poczuła ulgę, że zostawiła już za sobą niespokojne fale Portu. Wiatr zelżał, ale duży żagiel statku – zwanego Alfrún po matce Snorri, do której należał – wydymała bryza wystarczająco silna, by bez trudu ominąć Kruczą Skałę i przybić do nabrzeża tuż za Herbaciarnią i Piwiarnią Sally Mullin.Dwaj młodzi rybacy, niewiele starsi niż sama Snorri, wrócili właśnie z udanego połowu śledzi i z zapałem chwycili ciężkie cumy, które rzuciła dziewczyna. Popisując się swoimi umiejętnościami, nawinęli liny na dwa pachołki, mocując Alfrún do nabrzeża. Z wielką chęcią zaczęli też udzielać rad, jak zwinąć żagiel i złożyć liny, które Snorri zignorowała – po części dlatego, że ledwie rozumiała, co mówią, głównie jednak dlatego, że nikt nie mówił Snorri Snorrelssen, co ma robić. Nikt, nawet matka. Zwłaszcza matka.

Basnie barda Beedle'a


Baśnie barda Beedle'a to zbiór opowieści dla młodych czarodziejów i czarownic. Mają wiele wspólnego z naszymi bajkami - cnota jest w nich nagradzana, a niegodziwość ukarana. Jest jednak zasadnicza różnica. W bajkach mugolskich czary są zazwyczaj źródłem kłopotów bohaterów, podczas gdy bohaterowie tych baśni sami potrafią uprawiać czary (nie znaczy to wcale, że z większą łatwością przychodzi im pokonywanie przeszkód). Baśnie barda Beedle'a zawierają pięć bardzo różnych opowieści. Każda ma własny magiczny charakter i każda w inny sposób wywołuje wzruszenie, śmiech i dreszcz lęku przed śmiercią. A komentarze profesora Albusa Dumbledore'a ucieszą zarówno mugoli, jak i czarodziejów. Profesor zastanawia się bowiem w nich nad morałem każdej baśni i ujawnia sporo nowych informacji o życiu w Hogwarcie. J.K. Rowling zrobiła wspaniały prezent wszystkim miłośnikom opowieści o Harrym Potterze, ilustrując tę książkę.

Felix, Net i Nika oraz Orbitalny spisek.


Premiera książki Felix, Net i Nika oraz Orbitalny Spisek Rafała Kosika będzie miała miejsce 14 listopada 2008 r. Orbitalny Spisek tak się autorowi rozrósł, że zupełnie wyjątkowo dla tej serii został podzielony na dwa tomy. Drugi tom ukaże się najprawdopodobniej w połowie roku 2009. Miejmy taką nadzieję.




Dyrektor magister inżynier Juliusz Stokrotka już od godziny siedział w swoim gabinecie i studiował instrukcję obsługi komputera. Lekcje się skończyły, choć szkoła pracowała. Wieczorami sale były wynajmowane na różne kursy, dzięki którym łatwiej było opłacić rachunki za prąd, wodę, gaz… i parę innych. Obowiązek pilnowania grafiku wynajmowanych sal spadł na nocnego stróża, pana Sylwestra. Początkowo był niezadowolony, ale mała premia załatwiła sprawę. Dyrektor nie zajmował się tym, w ogóle nie interesowało go kto ani po co wynajmuje sale. Dziś został w szkole, ponieważ zdobycie certyfikatu jakości wymagało pełnej komputeryzacji administracji. A na szczycie tej administracji stał właśnie dyrektor Stokrotka, który o komputerach wiedział tyle, co o fizyce podróży kosmicznych.Elegancki czarny komputer, który od poniedziałkowego popołudnia stał się nowym elementem wyposażenia gabinetu, przerażał swojego przyszłego użytkownika. Przyszłego, bowiem Stokrotka nie odważył się go jeszcze włączyć. Czytał instrukcję obsługi, czyli czterostronicowy świstek zapisany maczkiem w języku bardzo przypominającym polski. Do tego dołączono instrukcję obsługi pakietu programów biurowych, liczącą czterdzieści stron. Tej nawet jeszcze nie tknął.Westchnął ciężko i ponownie przeczytał punkt „Uruchomienie” z ulotki: „Ty gmeraj wtyczka elektryczna w gniazdo. Wtedy napieraj na pączek władzy na zakryciu. Ty czatuj na pikanie. Ty używaj nasz ustrój w radości i zaspokojeniu.” Hmm…Przeczytał to jeszcze kilka razy, jakby liczył na to, że wyczyta coś innego. Wreszcie odważył się wcisnąć pączek władzy (power button). Cofnął czym prędzej palec, gdyż komputer piknął jakby ostrzegawczo. Nic się jednak nie stało i na ekranie pojawiły się literki i cyferki, a potem kolorowe obrazki i wreszcie pulpit ze zdjęciem kwiatów i rozsypanymi po nim małymi obrazkami z podpisami. Instalatorzy z firmy komputerowej okazali się być dobrymi ludźmi. Gdy zobaczyli, jak dyrektor obchodzi komputer w odległości metra, jakby ten miał go porazić piorunem, pokiwali ze zrozumieniem głowami i zainstalowali mu wszystko, co tylko mogło być potrzebne. Litościwie wyłączyli też opcję wpisywania hasła. Tak więc na pulpicie znajdowało się kilkadziesiąt ikon z najważniejszymi programami.Dyrektor Stokrotka swoją wiedzę na temat komputerów czerpał głównie z seriali telewizyjnych i filmów.
– Dzień dobry – powiedział do ekranu. Bez odzewu.Szybko odsunął się i spłoszonym wzrokiem spojrzał w okno, jakby się bał, że znad parapetu ktoś się wychyla, by się z niego pośmiać. Okno jednak było czarne. Gdzieś z wyższego piętra dochodziły rytmiczne odgłosy tupania oraz muzyka. Widocznie szkoła tańca.Spojrzał na komputer z niesmakiem.– Jednak w Star Treku kłamią – ocenił. Chwycił myszkę i poruszył nią w górę. Biała strzałka na ekranie przesunęła się w dół. Przesunął myszkę w lewo, na co strzałka zareagowała ruchem w prawo. Po chwili namysłu odwrócił myszkę tak, by kabel wychodził od góry. Teraz było lepiej. Z trudem najechał kursorem na ikonę „Monitoring”. Nic się nie wydarzyło. Wcisnął więc lewy przycisk myszy, ale jedynym efektem było podświetlenie na granatowo podpisu. Sięgnął głębiej w historię filmów, które oglądał, a w których pojawiały się komputery i kliknął dwa razy pod rząd. Działa! Ekran wyświetlił obrazy z dwunastu kamer, które jednak nie transmitowały niczego interesującego. Cztery małe okna pokazywały transmisję z czterech szkolnych toalet, a dokładniej mówiąc, z tej ich części, gdzie zamontowano umywalki. Teraz było tam pusto i ciemno.Stokrotka nachylił się nad ekranem i przypomniał sobie, że kamery zainstalowano w niedzielę, a ostatnią pustą butelkę po winie pani Pumpernikiel znalazła w toalecie na pierwszym piętrze dziś po ostatniej lekcji. Kliknął przycisk „archiwum” i z listy wybrał odpowiedni plik.
– Motywacja służy nauce… – mruknął, wpatrując się już w pełnoekranowy zapis z wybranej kamery, z kilku minut po dzwonku.Uczennice wchodziły i wychodziły. Malowały się (choć regulamin tego zabraniał), myły ręce, rozmawiały. Tak przez pół godziny. Nagle dyrektor wstrzymał oddech. W rogu toalety stała dziewczyna i piła wino wprost z butelki. Patrzył, jak kończy i wyrzuca butelkę do śmietniczki.
– A niech mnie! – wykrzyknął. – Technika!

czwartek, 20 listopada 2008

Wilk


Akcja powieści rozgrywa się gdzieś na prowincji, w miasteczku o wiele mówiącej nazwie Wolftown, a jej bohaterami są rówieśnicy autorki, grupa wyjątkowych uczniów miejscowej szkoły średniej. To, co wydarzyło się w ich dzieciństwie, pozostawiło na nich piętno i odmieniło całe ich życie. Odkrywają w sobie niezwykłe, wręcz nieludzkie cechy i umiejętności? Wydarzenia nabierają tempa, gdy w szkole pojawia się nowa uczennica, Margo Cook. Z tą nieśmiałą, choć pełną ukrytych talentów dziewczyną ściśle splotą się losy naszych bohaterów, a zwłaszcza tajemniczego Maksa Stone&aposa. To ona, zupełnie niechcący, sprowokuje swoim zachowaniem lawinę nieoczekiwanych zdarzeń. Ona też, szukając akceptacji i zrozumienia, znajdzie prawdziwą przyjaźń i wielką miłość. Margo jest równocześnie bohaterką i narratorką tej pełnej nagłych zwrotów akcji i humoru opowieści o perypetiach grupy nastolatków, których spotykają niesamowite, czasem przerażające przygody.

Alicja z krainy bardzo złych czarów. Alicja i ciemny las.


Usiadłem na krześle i zapatrzyłem się w widok za oknem. W mroku granatowego nieba połyskiwały światła punktowców, jaśniała łuna bijąca od neonów wielkiego miasta. W tym wielkim mieście toczyło się pełną parą życie setek tysięcy ludzi. ­Kochali się, nienawidzili, kłócili i godzili, czasami ranili lub zabijali. Pili, brali narkotyki i uprawiali seks. Przesiadywali w hipermarketach, pubach, klubach, burdelach, teatrach i bibliotekach. Czasami pomagali innym, czasami ich niszczyli, emocjonowali się sportem lub polityką. Z moich okien nie widziałem, rzecz jasna, wszystkiego, ale mogłem sobie wyobrażać, iż jestem czarodziejem, obserwującym ludzkie mrowisko z komnaty umieszczonej na wysokiej wieży. To przed tym właśnie oknem tworzyłem bestsellerowe projekty, to tutaj pisałem słowa ważące wiele, wiele tysięcy złotych. I nigdy nie zapominałem, że wszystko zawdzięczam Alicji. Apartament w drogiej dzielnicy, pełne konto oraz wściekle czerwonego Chryslera Crossfire, stojącego w podziemnym garażu. Rozgłos (bo może trudno było jeszcze mówić o sławie), elitarne kluby i kobiety o zachęcających uśmiechach oraz jędrnych piersiach. To była ta najbardziej widoczna zmiana w moim życiu. Istnienie pięknej, błyszczącej otoczki. Ale stało się przecież coś więcej. Zyskałem poczucie własnej wartości, pewność siebie, zrozumiałem, że jestem w stanie wiele poświęcić dla kogoś, kto dał mi zaufanie, zrozumienie i przyjaźń. Ktoś mógłby powiedzieć, że wszystko zawdzięczałem jedynie sobie, własnemu talentowi, własnym przemyśleniom... Nic bardziej mylnego! Ja i talent byliśmy niczym, dopóki Alicja nie zdecydowała się zmienić mojego życia. Wtedy miała tylko czternaście lat. Wyzwoliła we mnie kogoś, kim zawsze chciałem być, obudziła coś, co spało, wskrzesiła coś, co umarło. Alicja dała mi tyle zaufania i miłości, że gdybym mógł podpalić świat, by ją ocalić, powinniście rozejrzeć się za azbestowymi skafandrami.
Ale w tej chwili nie było mi do żartów. Trzymałem w dłoniach kolczyk ze śladami krwi i wiedziałem, że ktoś musiał zerwać go z ucha Alicji. Na samą myśl o tym, co się wydarzyło, robiło mi się ciemno przed oczami. Jednocześnie wiedziałem, że pośpiech oraz raptowne, nieprzemyślane działania nie przyniosą niczego dobrego. Od trzech lat prześladowało mnie przeświadczenie, że za wszystko trzeba będzie jeszcze nie raz zapłacić. Związek z Alicją przypominał rosnący w nieskończoność debet na karcie kredytowej. Z jednym wyjątkiem – bank mówił: "Daj sobie spokój, chłopie". A ja chciałem kredyt spłacać. Teraz, jak widać, nadeszła pora regulowania długów...
Podszedłem do biurka i podniosłem słuchawkę telefonu. Nie usłyszałem sygnału, lecz modną ostatnio piosenkę gangsta rapu, której refren brzmiał: Zrobiliśmy, co chcieliśmy, ta kurwa jest już nasza. Wysłuchałem refrenu przynajmniej pięć razy, zanim odłożyłem słuchawkę.
– A więc to tak – rzekłem gdzieś w stronę ciężkich zasłon, jakby coś, co przesyłało mi tę wiadomość, czekało za nimi, przyczajone i gotowe, by wysłuchać odpowiedzi.
Żałowałem. Nie tylko Alicji. Nie tylko końca beztroskiego życia. Trzy lata. Znakomite trzy lata. Bez konieczności podejmowania wyzwań i czynienia wyborów. Bestsellerowe scenariusze, producenckie pomysły kupowane na pniu, wywiady w najpoczytniejszych pismach i w najlepszych godzinach oglądalności, pieniądze płynące na konto tak szeroką strugą, że nie byłem w stanie nawet jej kontrolować. I miłość.
"Aleks, posiedź ze mną – poprosiła kiedyś Alicja smutnym tonem. – Nie chcę dziś zostać sama."
"Oczywiście, skarbie" – odparłem, nie mówiąc jej, iż rezygnuję właśnie z randki z jedną z najbardziej wziętych modelek w Polsce, znanej z tego, iż z nikim nie umawia się dwa razy.
Tego samego wieczoru popularna modelka, naćpana od dziurek nosa po dziesięciocentymetrowe obcasy, rozbiła się na moście Siekierkowskim, a jej ciało wyłowiono dopiero po kilku godzinach. Czy moja obecność uratowałaby ją, czy ja również zginąłbym w metalicznie srebrnym nissanie patrolu, który prowadziła? Nie mogłem nikomu zadać tego pytania i nikt by mi na nie zapewne nie odpowiedział. Wiedziałem, że wybór zawsze należy do mnie. Nie znaczy to, że nie kłóciłem się z Alicją.
"Ty i te twoje laski – mówiła z obrzydzeniem, patrząc na którąś tam stronę znanego tabloida. Aż tak popularny, by pojawiać się na stronie pierwszej jeszcze nie byłem. – Aleks, zbastuj na trochę".
"Nie chcę zbastować" – odpowiadałem wtedy, a ona tylko wzdychała i robiła mi piorunujący koktajl z wody, cytryny, lodu, mięty oraz mnóstwa cukru.
Zabierałem ją niemal wszędzie. I nigdy nie było niesmacznych plotek, gdyż kolorowe pisma pokazywały mnie najczęściej w towarzystwie blondwłosych piękności o ciałach wyrzeźbionych na kształt klepsydry. Które nic nie znaczyły, gdyż to Alicja była całym moim ­życiem.
Wyjąłem komórkę z kieszeni marynarki, ale napis na ekranie oznajmiał "wyszukiwanie sieci". Czekałem kilka chwil, lecz nic się nie zmieniło. Raz jeszcze uniosłem słuchawkę stacjonarnego telefonu. Tym razem śpiewał w niej polski raper, a słowa brzmiały: Jeśli masz wyrzuty sumienia, pomyśl, że to worek z cegłami. Odłóż go na bok, chodź się bawić z nami!.
– Interesujące – stwierdziłem, wysłuchawszy tych zdań kilka razy.
Oczywiście wiadomość niosła ze sobą znaczący przekaz. Odpuść, Aleks, a i my ci odpuścimy. Zdjąłem marynarkę i wizytowe spodnie. Założyłem wytarte, wygodne dżinsy oraz bluzę z polaru. Narzuciłem kurtkę z grubej brązowej skóry, którą kupiłem tak dawno temu, że ze śmiesznie niemodnej zamieniła się w stylową. Do wewnętrznej kieszeni schowałem nóż, komórkę oraz portfel. Przyłożyłem raz jeszcze słuchawkę do ucha. Don’t walk into the dark forest – śpiewał ktoś zachrypniętym głosem.
Wziąłem do ręki pilot telewizora. Na ekranie pojawił się kingowski clown ze znanego miniserialu "It", który wyrecytował z teatralnym zadęciem: You’ll die if you try i obnażył monstrualne zęby. Potem posłał w moją stronę czerwony balonik.
– Dzięki za ostrzeżenie – odparłem w pustkę i wyszedłem.
Kątem oka dostrzegłem jeszcze, że balonik fruwa pod żyrandolem, a ciężkie zasłony drgnęły, jakby coś, co za nimi czekało, zdecydowało się właśnie odejść.

Brisingr.



-No proszę.– Eragon odetchnął głęboko, gdy kolumna zniknęła za odległym wzgórzem.

– Co takiego?

– Podróżowałem z krasnoludami i elfami, lecz żadne ich uczynki nie były nawet w części tak dziwne jak to, co robią ci ludzie.

– Są równie potworni jak Ra’zacowie. – Roran wskazał ruchem głowy Helgrind. – Mógłbyś teraz sprawdzić, czy jest tam Katrina?

– Spróbuję. Ale bądź gotów do ucieczki.

Eragon zamknął oczy i zaczął powoli rozszerzać granice swej świadomości, przenosząc się z umysłu jednej żywej istoty do następnej, niczym strużki wody wsiąkające w piasek. Dotykał ruchliwych owadzich metropolii, rojnych, ruchliwych i skupionych na własnych sprawach; jaszczurek i węży, ukrytych pośród ciepłych kamieni,różnych odmian ptaków i małych ssaków. Owady i zwierzęta kręciły się bez wytchnienia, szykując się na szybkie nadejście nocy. Niektóre kryły się w norach, inne, żyjące w mroku, budziły się, ziewały, przeciągały i gotowały do łowów i żeru.Podobnie jak ma się rzecz z innymi zmysłami, zdolność Eragona do wnikania w myśli istot malała wraz z odległością. Gdy fala jego myśli dotarła do podnóża Helgrindu, wyczuwał jedynie największe ze zwierząt, i nawet je bardzo słabo.Sięgał dalej, ostrożnie, gotów wycofać się błyskawicznie, gdyby musnął przypadkiem umysł ściganych ofiar: Ra’zaców, a także ich rodziców i wierzchowców, olbrzymich Lethrblak. Eragon zdecydował się odsłonić w ten sposób tylko dlatego, że rasa Ra’zaców nie posługiwała się magią i nie wierzył, by jego wrogów wyszkolono jak innych nie-magów, umiejących posługiwać się telepatią. Ra’zacowie i Lethrblaki nie potrzebowali podobnych podstępów – sam ich dech wywoływał odrętwienie u nawet najsilniejszych mężów.A choć Eragon podczas swych bezcielesnych zwiadów ryzykował zdemaskowanie, on, Roran i Saphira musieli wiedzieć, czy Ra’zacowie uwięzili Katrinę – narzeczoną Rorana – w Helgrindzie. Odpowiedź ta bowiem mogła zdecydować o tym, czy ich misja będzie mieć na celu ratunek, czy też porwanie i przesłuchanie.Szukał długo i wnikliwie. Gdy wrócił do swego ciała, odkrył, że Roran przygląda mu się z miną zgłodniałego wilka. W jego szarych oczach płonęły gniew, nadzieja i rozpacz tak wielkie, że zdawało się, że lada moment emocje kuzyna mogą eksplodować i wypalić wszystko wokół w niewiarygodnie jasnym rozbłysku, tak silnym, że zdolnym stopić nawet kamień.Eragon świetnie to rozumiał.Ojciec Katriny, rzeźnik Sloan, zdradził Rorana Ra’zacom. Gdy ci nie zdołali go złapać, pochwycili śpiącą w sypialni Rorana Katrinę i porwali ją z doliny Palancar, pozostawiając mieszkańców Carvahall na łasce żołnierzy króla Galbatorixa, z rąk których czekała ich śmierć bądź niewola. Nie mogąc ich ścigać, Roran w ostatniej chwili przekonał wieśniaków, by porzucili domy i ruszyli za nim przez Kościec i dalej na południe, wzdłuż wybrzeża Alagaësii. W końcu dołączyli do oddziałów zbuntowanych Vardenów. W drodze przeżyli wiele śmiertelnie groźnych przygód, lecz dzięki tej wyprawie Roran i Eragon znów się spotkali. Eragon zaś wiedział, gdzie mieszkają Ra’zacowie, i przyrzekł pomóc kuzynowi ocalić Katrinę.Roran wyjaśnił później, że udało mu się dokonać tego wszystkiego tylko dlatego, że potężne uczucie popychało go do czynów budzących lęk u innych, dzięki czemu mógł stawić czoło swym wrogom.Obecnie podobna gorączka trawiła także Eragona.
Gdyby komuś bliskiemu groziło niebezpieczeństwo, byłby gotów rzucić się w ogień, nie zważając na to, co go spotka. Kochał Rorana jak brata, a skoro Roran miał poślubić Katrinę, w oczach Eragona ona także stała się częścią rodziny. Co jeszcze ważniejsze, Eragon i Roran byli ostatnimi dziedzicami rodu. Eragon wyrzekł się wszelkich związków ze swym ­bratem krwi, Murtaghiem, toteż z krewnych mieli z Roranem tylko siebie. A także Katrinę.Lecz nie tylko szlachetne poczucie braterstwa pchało ich do działania – obu przyświecał jeszcze jeden cel: zemsta! Nawet teraz, gdy planowali wydrzeć Katrinę ze szponów Ra’zaców, obaj wojownicy – śmiertelnik i Smoczy Jeździec – marzyli o tym, by zabić nienaturalne sługi króla Galbatorixa. Ra’zacowie bowiem torturowali i zamordowali Garrowa, rodzonego ojca Rorana i przybranego Eragona.Zdobyte informacje były zatem ważne nie tylko dla Rorana, ale też dla samego Jeźdźca.

– Chyba ją wyczułem – rzekł. – Trudno orzec na pewno, bo jesteśmy daleko od Helgrindu i nigdy wcześniej nie wnikałem w jej umysł, ale mam wrażenie, że jest gdzieś wewnątrz tej ohydnej góry, ukryta w pobliżu szczytu.

– Jest chora? Ranna? Do diaska, Eragonie, niczego przede mną nie ukrywaj! Zrobili jej krzywdę?

– W tej chwili nie cierpi. Więcej nie mogę powiedzieć, bo samo wyczucie jej świadomości wymagało ode mnie wszystkich sił. Nie mogłem nawiązać kontaktu.

Eragon wolał nie wspominać, że wyczuł też drugą osobę. Podejrzewał kto to jest i obawiał się, że jeśli ma rację, czekają go wielkie kłopoty.

– Nie znalazłem natomiast Ra’zaców ani Lehtrblak. Nawet jeśli w jakiś sposób zdołałem przeoczyć Ra’zców, ich rodzice są tak wielcy, że ich moc życiowa winna płonąć niczym tysiąc lamp, podobnie jak u Saphiry. Prócz Katriny i paru innych słabych iskierek Helgrind jest czarny, całkowicie czarny.

Roran skrzywił się, zacisnął pięść i spojrzał gniewnie w stronę skalistego szczytu, który rozpływał się w mroku, spowity wieńcem fioletowych cieni.

– Nieważne, czy masz rację, czy się mylisz – rzekł niskim, głuchym głosem, jakby przemawiał sam do siebie.

– Czemuż to?

– Nie odważymy się zaatakować jeszcze dzisiaj. Nocą Ra’zacowie są najsilniejsi. I jeśli faktycznie przebywają w pobliżu, niemądrze byłoby stawać do walki, kiedy mają przewagę. Zgadzasz się?

– Tak

.– Zaczekamy zatem do świtu. – Roran machnął ręką w stronę niewolników przykutych do zakrwawionego ołtarza. – Jeśli do tego czasu ci ­biedacy znikną, będziemy wiedzieli, że Ra’zacowie tu są, i postąpimy zgodnie z planem. Jeżeli nie, przeklniemy pecha, który pozwolił im uciec, uwolnimy niewolników, uratujemy Katrinę i odlecimy z nią do Vardenów, nim wytropi nas Murtagh. Tak czy inaczej, wątpię by Ra’zacowie zostawili Katrinę długo samą. Nie, jeśli Galbatorix chce, by przeżyła, żeby móc ją wykorzystać przeciwko mnie.

Eragon skinął głową. Pragnął już teraz uwolnić niewolników, lecz gdyby to zrobił, ostrzegłby nieprzyjaciół, że coś się święci. Jeżeli Ra’zacowie zjawią się na wieczerzę, Eragon i Saphira nie będą mogli interweniować. Bitwa w otwartym polu pomiędzy smokiem i stworami takimi jak Lethrblaki przyciągnęłaby uwagę każdego męża, kobiety i dziecka w promieniu wielu staj, Eragon zaś wątpił, by zdołali przeżyć z Saphirą i Roranem, gdyby Galbatorix odkrył, że przebywają sami w jego Imperium.Odwrócił wzrok od przykutych do skały mężczyzn. Dla ich dobra mam nadzieję, że Ra’zacowie są akurat na drugim końcu Alagaësii, albo przynajmniej, że nie dopisze im dziś apetyt, pomyślał.Bez jednego słowa Eragon i Roran poczołgali się z powrotem za niskie wzgórze, za którym się ukryli. U jego stóp ukucnęli, po czym odwrócili się i wciąż pochyleni pobiegli między dwoma rzędami pagórków. Krótkie zagłębienie wkrótce zamieniło się w wąski, wyżłobiony przez powódź parów z osypującymi się ścianami z łupku.Wymijając karłowate krzaki jałowca, Eragon zerknął w górę i pomiędzy iglastymi gałązkami dostrzegł pierwsze konstelacje, rozbłyskujące na aksamitnym niebie. Gwiazdy wydawały się zimne i ostre, niczym jasne odłamki lodu. Potem znów skupił wzrok na ziemi, gdy wraz z Roranem biegli na południe, do swego obozu.